piątek, 26 czerwca 2015

Prosta recepta

  Żyła sobie mądra kobieta - myśmy ją nazywały Babą Dunią.
Rzadko zdarzały się bezcenne chwile - krótkie minuty odpoczynku kiedy to kładła na kolanach swoje szczupłe, spracowane dłonie z nabrzmiałymi żyłami dając nam mądre rady. Osądy Baby Duni na temat życia, ludzi i miłości  były ciekawe, głębokie i bardzo trafne.

  Pewnego razu rozgadałyśmy się o sekretach życia rodzinnego i Baba Dunia powiedziała:
- Nie kręć się wokół niego ale wokół pieca. I pamiętaj, że milczenie jest złotem.

Moi dziadkowie od strony mamy przeżyli bardzo dobre życie - powiedziała na to Babie Duni moja przyjaciółka. Dziadek był urodziwy i wysoki- po prostu jak z bajki a babcia niepozorna - wydawało się, że zupełnie do niego nie pasuje. Zawsze kręciła się wokół pieca, gospodarstwo było tętniące życiem.
Siadali czasem wieczorem i mogli tak w milczeniu patrzeć na siebie wzajem. Na czym polegał sekret ich miłości i ich szczęścia rodzinnego?

   To wszystko stąd, że żyli "dusza w duszę" -uśmiechnęła się Baba Dunia. Dlatego też babcia kręciła się wokół pieca a nie wokół dziadka. A i milcząc siedzieli obok dlatego, że każde myślało sobie: "pewnie o mnie sobie coś duma dobrego".
- No ale nocami rozmawiali?
 - Nocą można rozmawiać - to jest akurat dobra recepta na szczęśliwe życie rodzinne.  Zapamiętajcie ją sobie i przekażcie młódkom: Kręć się wokół kuchni a nie wokół męża, patrz na niego oczami pełnymi miłości a rozmawiaj tylko w łożu - tam nie można się gniewać.
  I zauważcie, że słowa mogą okłamać a spojrzenie nigdy! Jeśli ludzie mogą czasem milczeć i być szczęśliwymi z tego powodu to jest to prawdziwa miłość.



                       NAJLEPSZY SKARB
                       KIEDY W DOMU ŁAD

Bajki Słowiańskie

Tymon- mistrz od naciągania atlasa domowym sposobem przesłał mi link do wydania bajek. Przejrzałem fragmenty pierwszej części, wydanie Wileńskie z 1862 roku. Opowiadania A. J Glińskiego.
    Wiadomo, że z tego czasu bajki już skażone i przerobione przez klechów ( kreda święcona, zła Baba Jaga itp.) ale i tak ostało sie tam masa dobrego.
 Polecam uwadze:
 https://books.google.pl/books/about/Bajarz_polski.html?id=Obs9AAAAYAAJ&redir_esc=y

środa, 24 czerwca 2015

Opowieść o szpetnym kocie

źródło tłumaczenia: http://pravotnosheniya.info/Trogatelnaya-istoriya-ob-urodlivom-kote-2879.html


  Każdy mieszkaniec naszego domu, w którym i ja mieszkałam wiedział jak bardzo szpetny był nasz miejscowy kot. "Szpetniak" kochał na tym świecie 3 rzeczy: - walka o przeżycie, jedzenie "co popadnie", i .....ujmę to tak - miłość. Kombinacja tych spraw plus bezdomne zamieszkiwanie na naszym podwórku pozostawiła na ciele Szpetniaka nieusuwalne ślady.

  Szpetniak miał tylko jedno oko, z tej samej strony brak ucha a lewa noga kiedyś tam złamana i zrosła się pod jakimś nieprawdopodobnym kątem dzięki czemu wydawało się, że kot zaraz będzie próbował uskoczyć w bok. Ogona już dawno nie było - pozostał tylko mały ogryzek, który drgał nieustannie i gdyby nie mnóstwo blizn pokrywających głowę a nawet i grzbiet Szpetniaka to można by nazwać ciemno szarym kotem w paski.

  Każdy kto na niego spojrzał reagował zawsze jednakowo: "jaki on brzydki!". Wszystkie dzieci miały kategoryczny zakaz dotykania go. Dorośli rzucali w niego butelki i kamienie aby go odegnać jak najdalej i polewali z węża gdy starał się wejść do domu albo blokowali mu łapę drzwiami aby nie mógł wejść.

  Zadziwiające ale Szpetniak zawsze przejawiał jedną i tę samą reakcję. Jeśli go polewali z węża to on pokornie mókł aż polewającemu nie znudziła się ta zabawa. Jeśli czymś w niego rzucali to ocierał się o nogi jakby prosząc o wybaczenie. Jeśli zobaczył dzieci to biegł do nich na oślep i ocierał się głową o ręce oraz głośno mruczał wypraszając pieszczotę. Jeśli ktoś mimo wszystko brał go na ręce to natychmiast zaczynał ssać rąbek bluzki, guzik lub coś innego do czego był w stanie sięgnąć.

  Lecz pewnego dnia na Szpetnego napadły psy z sąsiedztwa. Ze swojego okna usłyszałam ujadanie psów, krzyki kota o pomoc i komendy właściciela psów: "bierz go!". Rzuciłam się na pomoc. Gdy do niego dobiegłam Szpetniak był strasznie pogryziony, cały we krwi i na wpół martwy. Leżał zwinąwszy się w kłębek drżąc ze strachu i bólu. Jego plecy, tył ciała i nogi zupełnie straciły pierwotny kształt. Jego smutne życie zbliżało się do końca -ślady łez przecinały jego łepek.

  Póki niosłam go do domu - chrypiał i dławił się. Biegiem niosłam go do domu i bałam się zaszkodzić mu jeszcze bardziej a on tymczasem starał się ssać moje ucho.

  Zatrzymałam się i zadławiłam łzami - przytuliłam kota do siebie. Kot otarł się o moją dłoń, jego złote oko skierowało się w moją stronę i usłyszałam....mruczenie!  Nawet doświadczając takiego strasznego bólu kot prosił o jedno - o kropelkę miłości! Być może o kropelkę współczucia. I w tym momencie pomyślałam, że mam do czynienia z najbardziej kochającą istotą ze wszystkich jakie spotykałam w swoim życiu - najbardziej kochającą i najpiękniejszą. On tylko patrzył na mnie przekonany, że jestem w stanie złagodzić jego ból.

   Szpetny zmarł na moich rękach zanim zdołałam dojść do domu i długo siedziałam przed drzwiami mieszkania trzymając go na kolanach. 

   Potem wiele rozmyślałam nad tym jak jeden nieszczęsny kaleka był w stanie zmienić moje wyobrażenia o tym czym jest prawdziwa czystość duszy, wierna i nieograniczona miłość. Tak to naprawdę było. Szpetny przekazał mi o współczuciu dużo więcej niż tysiące książek, wykładów i rozmów i zawsze będę mu wdzięczna. Miał pokaleczone ciało a ja miałam  podrapaną duszę. Przyszedł i dla mnie czas uczyć się kochać wiernie i głęboko - oddawać miłość swojemu bliźniemu w pełni.

  Większość z nas chce być  bogatszymi, mieć większe sukcesy, być silnymi i pięknymi a ja zawsze będę dążyć do jednego -  kochać jak szpetny kot....



wtorek, 23 czerwca 2015

Prawdziwa miłość


" Miłość ucieka od tych, którzy za nią gonią a tym którzy od niej uciekają rzuca się na szyję". W. Szekspir

    Nikt przecież nie wie w jaki sposób pojawia się miłość między kobietą i mężczyzną, skąd ona przychodzi i co ze sobą przynosi.....ale pewnego razu się pojawia.

  Nie mam na myśli flirtu, kiedy to udają jakoby "nieco zakochanych" a jednocześnie wiedzą, że to nie tak ale gotowi są zadowolić się takim "winno-niewinnym" , zabawnym stwarzaniem pozorów.

  Tutaj każdy wie, że ani on nie bierze poważnie tej "gry miłosnej" i że sam nie jest brany poważnie. Ze może również "inaczej", że może tak samo grać z innymi, że może się obejść bez swojego obecnego "partnera". Nazywane to jest chwilową rozrywką nakierowaną wyłącznie na pożądanie i w rezultacie wszystko jest trywialną, ulotną paplaniną dwóch nieodpowiedzialnych motyli - dalekie od miłości jak Niebo od Ziemi.

  Jeśli przychodzi prawdziwa miłość to człowiek traci uczucie swobodnej lekkomyślności, wolnej gry. Nagle czuje on związany jakby przeszyła go jakaś konieczność lub też wpadł pod działanie jakiegoś prawa: teraz nie jest on w stanie inaczej- jest jakby w mocy czarów.

  Po tym można rozpoznać prawdziwą miłość- jeśli ktoś może "inaczej" lub może "z innymi" ten nic jeszcze nie wie o miłości. Miłość to stan "wyróżnienia" w którym często żadna z cech wyróżnienia nie bywa odczuwalna. Postrzegasz siebie w określony sposób a ukochaną istotę jako wydatkową i niezastąpioną.

  Kochający pragnie przebywać razem z tą wybraną istotą i rozkoszować się jej istnieniem bez ingerencji innych. Nie bawić się już, odrzucić powściągliwość, stać się absolutnie szczerym i nadać tej szczerości pełną formę. To zbliża do momentu przełomowego: kochany powinien wiedzieć, że go kochają -  chwila straszna- a jeśli nie odwzajemni tej miłości? Wtedy wszystkiemu koniec, świat staje się stertą gruzów.

  Dlatego też uważa się, że prawdziwa miłość jest nie tylko skupiona na jednej istocie lecz też wyłączna i "totalitarna". Ona domaga się człowieka w całości, jest absorbująca, przeznaczeniem losu. Prawdziwa miłość chce w  człowieku wszystkiego - nie tylko tego co zewnętrzne ale też i duszy z całą jej zawartością - całej istoty człowieka, świętej tajemnicy osobistej duchowości, pradawnego źródła Boskiego tchnienia w nim aby stać się jednością  w życiu, w pragnieniach, w modlitwach. Aten kto nic o tym nie wie ten nie wie nic o prawdziwej miłości.

   Przy tym nie zawsze myślą oni o małżeństwie, ta konkluzja wynika jakby sama z siebie. Jeśli mężczyzna i kobieta są pod wpływem prawdziwej miłości i już nie mogą żyć bez siebie to tworzą wtedy "twórczą społeczność życiową" jako nową, wspaniałą życiową wartość, która dąży do tego by być uznaną przez Boga i ludzi - błogosławioną, uświęconą, szanowaną, ochranianą. My oczywiście wiemy, że wielu wstępuje w związek małżeński bez miłości (biedni ludzie!) lecz jeśli jest to miłość to szuka ona zwycięstwa i zaślubin tak jak krzak róży dąży do rozkwitu róży. W ogóle nie warto mówić o "wiecznej miłości". Prawdziwa miłość pojmowana jest zarówno jako jedyna i wieczna - wieczna kontynuacja łącząca na wieczność i prowadząca do błogosławionej wieczności. I ten kto nigdy tego nie doświadczył ten z pewnością niewiele wie o miłości.

  Kochać i być kochanym przez ukochanego - jakie to szczęście, jakie bogactwo twórczych możliwości. Ono samo z siebie jest ju z żywą pieśnią pochwalną dla Boga, spełnieniem najlepszych życzeń, wzrastająca radość i wschodząca zorza poranna. Budzą się w człowieku utajone siły jego dalekich przodków z którymi on w zadziwiający sposób czuje się jednością. Wszystko się dla niego nudzi, wszystko co żywe mu odpowiada, czuje się on kompletnym i uskrzydlonym. On sam "najwspanialszy ze wszystkich" - może kwitnąć... Ją jedyną i cudowną wychwalać, mieć odwagę służyć, nią żyć!

   I jeszcze jedno: kochający pragnie szczęścia dla siebie, szczęścia pięknej twórczo wspólnoty, przyszłego szczęścia pośród wielu dzieci. Jeśli równocześnie nie pragnie szczęścia ukochanej istoty, jeśli jego serce w swojej głębinie nie myśli o ofiarach, jeśli nie stawia szczęścia ukochanej istoty wyżej niż swojego własnego to jego miłość jest samolubna i egoistyczna - och! wtedy to nie jest prawdziwa miłość.

źródło: http://pravotnosheniya.info/Istinnaya-lyubov-2347.html


Najlepszy wykład to własny przykład


p.s. rok temu przygotowywałem już ten film ale czas Kupały więc przypominam:

   No i jeszcze dziarskie "babuszki" i zespół Iwan Kupała dla poprawienia nastroju w ten chmurny dzień.
Podam już sam link - blog i tak powoli się otwiera gdy jest wiele obrazów:
https://www.youtube.com/watch?v=E_0j_38Tda0

sobota, 20 czerwca 2015

kobieta - niewolnica

Filmik króciutki ale treściwy. Jest to zaczyn do dłuższej opowieści
bo mam tu wiele swoich własnych doświadczeń i obserwacji
życiowych - mocno spraktykowanych bo jak wspomniałem
sam pełniłem rolę szefa firmy.

  Na razie moją energię poświęcam swojemu gościowi
ale rozwinę z pewnością zagadnienie jakie sygnalizuje
prelegent z filmiku. Zapraszam:


Witajcie!
 Od momentu otwarcia oczu w tym chmurnym dniu  obrabiam w głowie treść niniejszego wpisu: "może o tym, a może jeszcze o tym?".
"Papier jest cierpliwy"  jak mówi stara mądrość -  tu mamy zapis elektroniczny ale to i tak działa podobnie. W przestrzeni energetycznej następuje kodowanie - zapis w każdej chwili można wydrukować. "Rękopisy nie płoną" powiada  Woland do bohaterów "Mistrza i Małgorzaty" i czyta manuskrypt, który w realnej rzeczywistości powędrował wcześniej  do pieca. Tak więc w odpowiedzialności za pisane słowa przystępuję do redagowania tego bałaganu porannego w mojej głowie.
   Ten wstęp też sobie kiedyś sam przeczytam raz jeszcze ( bo jest to list również do samego siebie - gdzieś do przyszłości), i rozwinę myśli ( obrazy?) jakie w tej chwili się "kręcą nad głową" jak małe dzieci szturchając mnie i przepychając się: "teraz ja! teraz o mnie napisz!"  .
    Zapisuję więc "sygnałowo" różne myśli ( dla czytających może miejscami mieć to wrażenie niezrozumiałego bełkotu- staram się żeby nie ) i kiedyś w przyszłości porozwijam kolejne (jeśli do tego czasu nie wystraszę publiczności).

       No właśnie - te wiele przemyśleń gdzieś tam krążących jak ptaki to są te moje dzieci. Jeśli nie zanudzę Was - gości w tej " wirtualnej sali" i gdzieś tam w przyszłości będzie do kogo "gadać"  drogą klepania w klawiaturę to chętnie się tym zajmę. Dbam jednak nieustannie o to by goście mieli poczucie wizyty (jak to niegdyś bywało w klubach na wsiach czy w miastach) "spotkania z ciekawym człowiekiem"  ;) a nie "wizyta w domu wariatów". Trzeba ten potok myśli ujmować w jakąś strawną opowieść mogącą komuś przynieść odrobinę pożytku ( a dzięki temu i mnie - to jest też zasada wzajemności energetycznej , to jest ta nasza biała magia codzienna).

       Czas wstęp kończyć więc tylko dodam odnośnie tych "listów do przyszłości" , że doszedłem do etapu czytania swoich własnych wpisów tutaj na blogu.  Wczoraj mi się tak zdarzyło gdy szukałem jakiegoś tematu. Początkowo zaczerpnąłem sporo z wpisów innych ludzi (tłumaczenia) opisujących moje własne doświadczenia -  ja nie za bardzo wiedziałem jaką formę ma przybrać ta strona a kilku znajomych twierdziło, że powinienem zacząć pisać. W zredagowanych dotychczas tekstach tłumaczeń często padają  zdania, które dopiero teraz  z dystansu czasowego widzę inaczej ( wczoraj trafiłem na zdanie jakie sobie przed zaśnięciem zapisałem na kartce- "najważniejszą walutą tu na świecie jest energia") .  Zresztą nawet do swoich własnych słów miewam podobne "widzenia" . To chyba jest tak, że Ziemia nasza kochana obróci się kilka razy- a my wraz  z nią przemierzamy z ogromną prędkością przestrzeń kosmiczną no i gdzieś tam kiedyś budząc się kolejnego dnia w jakimś całkiem innym zakątku przestrzeni kosmicznej czytamy swoją dawną wypowiedź a ona okazuje się być inaczej "oświetlona" promieniowaniem otaczających gwiazd. Dostrzegamy w niej coś co wcześniej uwadze umknęło lub ma jakiś inny "kontur". A może w międzyczasie dojrzało? -  O !!! - ten pomysł mi się podoba! Inni ludzie czytają i tym samym zasilają zdarzenie swoją energią. Ono znów ( zapis, egregor, samodzielna mała istotka- małe dziecko) dojrzewa , rośnie w jakiś sposób.  A potem spotykamy się "po latach" z tym swoim dzieckiem wysłanym gdzieś tam w przestrzeń kosmiczną. Na tym polega ta cała nasza "zabawa w życie"  i nauka.

     Już , już ... wracam "z daleka"  zmierzając do treści filmu.Już słyszę w dalszych rzędach niecierpliwe szuranie butami a ktoś tam ziewnął chyba.

      Wspomniałem przed chwilą o moich  "myślach - dzieciach".  Wczoraj doszedłem do wniosku, że biorąc pod uwagę mądrość jaką przedstawia pan prelegent we wstępie to mam tu  na tym " Ziemskim łez  padole"........ mam tu córkę. Córka jest już - jak pobieżnie szacuję- niemal pełnoletnia. Jest owocem mojego "współ-życia zakładowego" ;) .
        Otóż będąc szefem pewnego zakładu mechanicznego zatrudniałem w sekretariacie niezastąpioną Basię, bez której cała ta działalność biznesowa (w formie i rozmachu jaką w ostatnich latach mojego tam "dowodzenia" przybrała) rozleciałaby się w kilka tygodni z wielkim hukiem. Ja sobie nieraz żartowałem nawet, że Baśka jest moją "zakładową żoną". Na początku tego "małżeństwa" mieliśmy pewnego razu pewną "poważną rozmowę" ale potem nie miałem cienia zastrzeżeń. Basia ( Basieńka ją czasem nazywaliśmy) się wspaniale dostosowała do moich wizji - dziewczyna bardzo obowiązkowa i niezwykle pracowita. Była mi wielką pomocą, rozumieliśmy się z czasem "na pół zdania".  No i pracując u mnie Basieńka wyszła za mąż. Potem  w niedługim czasie urodziła córeczkę.

       To może tyle o tym moim małżeństwie choć widzę, że opowieść o Basi i naszym związku może stanowić bazę i przykład w wielu poruszanych tu na tym dziwacznym blogu kwestiach.
    W każdym razie doszedłem wczoraj do wniosku, że mam córkę- wstyd powiedzieć ale nawet nie pamiętam jak ta panna ma na imię. Czas pokaże co tu życie dalej dopisze- wiem kogo mogę zapytać. Kiedyś się przyjrzę co tam u nich słychać.
   Ja w ogóle o wszystkich swoich pracownikach w praktyce zawsze mawiałem "współpracownicy" by wzbudzić u nich jakieś poczucie odpowiedzialności za ten "wspólny pojazd" czy też "wspólny garnek".  Nazywałem ich też po czasie moimi "zakładowymi dziećmi" gdy zdarzało im się robić jakieś błędy czy głupoty. Z czasem niestety okazało się, że kilku  z nich uległo pokusom "pójścia na skróty" ale to już temat na całkiem inną opowieść i niezbyt wesołą choć mnie to już ( te smutki dawne) przestały jakoś specjalnie poruszać. Jeden ze wspaniałych filmów jakie czasem ludziom polecam nosi tytuł : "Revolver". Jest tam scena gdy pan Green podczas akcji powiada: "zrobił się z tego spory problem!" . Na to jeden z jego towarzyszy wypowiada słowa, które stały się dla mnie mottem:
"NIE MA PROBLEMÓW PANIE GREEN- SĄ TYLKO SYTUACJE".
  Lewszunow ( Iwan Carewicz ) w swoich wykładach podkreśla by zacząć traktować życie jak przygodę - taki subtelny balans między "wielką powagą"/ sumiennością i odpowiedzialnością a kompletną beztroską.
    Ładnie jak sądzę  wyjaśnia tę myśl opis do niniejszego obrazka:



Kilka słów do obrazka tutaj:



      



czwartek, 18 czerwca 2015

Dbanie o włosy

Jedna z rozmówczyń wpisała taki komentarz:
   Ciekawa jestem jak słowiańskie kobiety dbały i dbają o włosy:). Może jakieś artykuły?;) Kiedyś widziałam Ukrainkę o przepięknych, bardzo długich włosach, która opowiadała jak kobiety w jej rodzinie dbały o włosy. Niestety nie znając zbyt dobrze języka niewiele zrozumiałam;).

  Ponieważ temat jest mi od lat bliski bo sam noszę długie włosy  więc  dodam coś od siebie. Być może dla wielu ludzi nie napiszę nic odkrywczego ale mam nadzieję wywołać polemikę i każdy coś doda od siebie.

   Na sprawę można spojrzeć co najmniej dwojako - tak jak na nasze codzienne życie.
1. zaradzenie coś "już, teraz" - ratunkowo, krótko-planowo, krótkoterminowo aby na pstryknięcie palcami poprawić "od zaraz".
2. mieć świadomość czym są włosy i skąd się bierze zły ich stan i nie dopuszczać do "awarii".

   Punkt pierwszy jest powszechnie znany. Szukamy sposobów "z zewnątrz" - cud recept by naprawić to co jest tak naprawdę obrazem naszego wnętrza i jak na dłoni "wyświetla" naszą kondycję duchową, możliwości, siłę ducha itp. Na wszystko co się manifestuje w kondycji naszych włosów pracujemy nieustannie. Ładnie poucza Olga Waliajewa ( 2 wpisy wcześniej) , że najważniejszą rzeczą w życiu jest systematyczność. Tak naprawdę jest to chyba główne wyzwanie życiowe każdego z nas, na każdym poziomie ( czy też etapie życia bo miewamy różne  - inne wyzwania ma nastolatek, inne człowiek w wieku bardzo dorosłym).

   Dobra , bo zaczynam "odlatywać"  na inny temat a nie wiem czy to kogoś interesuje  choć istnienie tego bloga podyktowane jest raczej właśnie  tego typu kwestiom aby zmienić swoje życie dogłębnie - naprawić je u źródeł aby potem nie trzeba było korzystać z "pogotowia ratunkowego"  w rodzaju cud odżywek "zaleczających" na moment efekt ( w naszym wypadku niezbyt zdrowe włosy) - a więc mówiąc szczerze - oszukiwać siebie i innych. Równie dobrze można by zacząć nosić peruki skoro nie mamy chęci posłuchać z pokorą tego co zła kondycja naszych włosów na chęć nam zakomunikować.

   Odnośnie punktu 1.  Pytania czym myć i jak pielęgnować na co dzień. Recept w rosyjskojęzycznym necie jest zatrzęsienie - ja mam na względzie wyłącznie działania naturalne - od wszelakich "sztucznych"  są supermarkety. W składach dostępnych tam "odżywek" są różne odmiany alkoholi, jakieś heksany czy inne tam....aż skóra się marszczy na grzbiecie z wrażenia gdy się to czyta.
   Bardzo  daaawno temu  kupowałem w tak zwanych "drogeriach" wspaniały polski produkt - olej jojoba (może to była jakaś jego emulsja -raczej tak) . Widzę, że jest dziś na "allegro" na przykład - ceny horrendalne. Nie wiem czy to jest to samo i czy działa tak samo- tamto "jojoba"  (firma "INTERFRAGRANCE" to produkowała , pamiętam jak dziś ;) )  miało bardzo rozsądną cenę, butelka była duża, działało naprawdę REWELACYJNIE ! Moje zepsute na różnych budowach włosy momentalnie zyskiwały blask, dawały się rozczesywać, włosy stawały się autentycznie żywe. Olejek naturalny,
Może będę pamiętał zamówić wreszcie to co jest dostępne przez internet i przetestuję.
   Ale tak naprawdę to sprawdza mi się zasada, że dobre metody wcale nie są drogie i leżą na wyciągniecie ręki - tuż pod nogami. Potykamy się o to i albo nie zauważamy albo lekceważymy na zasadzie: "skoro leży i nikt inny się nie interesuje to pewnie nic wartościowego".
      Kiedyś czytałem opowieść pewnej pani- rosyjska fryzjerka miała gruby, długi warkocz, który był powodem do zazdrości dla innych pań. Tylko bardzo zaufanym klientkom zdradzała receptę - otóż myła włosy ......własnym moczem.
Z pewnością nie był to jedyny środek jakiego używała, spróbuję w necie poszukać szczegółów ( na pewno jest  w rosyjskojęzycznym - tam krążą wszelakie recepty, na przykład na leczenie zębów bez dentysty - działa, sprawdzam - wyciąg z korzenia tataraku, płucze się usta).
   Przyznam się, że też używałem własnych siuśków - ja to robię tak, że  myję dobrze włosy szarym mydłem. Kto mył ten wie, że pozostaje osad, szare włosy po wyschnięciu, sztywne. Mocz trzeba pozostawić na kilka dni aż zacznie pachnieć amoniakiem. Tym się spłukuje szare mydło z włosów- mam taki magiczny garnek (podgrzewam lekko przed użyciem) i dobrze spłukuję wcierając w skórę głowy. Gdyby zostawić procedurę na tym etapie to czasem gdy włosy zmokną może się pojawić delikatna woń ( nie jest odstręczająca ) użytego ostatniego składnika. Te tygodniowe siki inaczej pachną. Amoniak gryzie w oczy- ostrożnie podczas spłukiwania. Teraz latem wykonuje to na podwórku - najlepiej. Amoniak "wali" potem w całej łazience. Ja dodałem tu trzeci punkt- zimą napar z suchych pokrzyw a latem zwyczajnie pokrzywy z blendera - czas przygotowania 5 minut, wyjście na podwórko, napchanie pokrzyw do naczynia, trochę wody, mocno zmiksować. Papkę wcieram we włosy spłukane uprzednio moczem.
   Oczywiście ważne jest by czynić ze wszystkiego medytację- tu jest wspaniała okazja. Czas dla siebie, zadbać by nikt nie przeszkadzał ( gdyby pomógł to jeszcze lepiej).
   Pokrzyw nie spłukuję ( jeśli się śpieszę i pokrzyw nie mam to po siuśkach oczywiście lekko spłukuję włosy). Robiłem różne warianty bo również przecedzałem papkę na sicie i do płukania używałem tylko tej pokrzywowej wody. Jak tam kto woli- ja kombinuję by się jak najmniej napracować. Latem na podwórku nie ma kłopotu z zapaprana wanną czy brodzikiem. Ręcznik na głowę, gdy włosy wyschną wyczesuję resztki pokrzyw. Procedura spokojnie starcza na tydzień. Skóra głowy już dawno się dzięki temu zharmonizowała- nie ma nadmiernego przetłuszczania ( kiedyś zmora - potem u mnie było wręcz odwrotnie ale to raczej wina szamponów ze sklepów, wszystkie wysuszają - szczególnie ten obrzydliwy środek SLS dawany dziś do wszystkiego - nawet do szamponu BAMBINO ) 
  uffff...dobra - to tak "cokolwiek"  na temat pielęgnacji codziennej. Znałem ludzi, którzy stosowali do mycia włosów zmieloną gorczycę - podobno w ogóle można ją do mycia używać . Tak jak wspomniałem - jeśli o to chodziło rozmówczyni to z radością poszperam w ruskim necie . Mam nawet w schowku kilka ziołowych recept ale jak to w życiu samotnego pszczelarza - używam to co się sprawdza a tu z lutego robi się czerwiec, potem listopad a potem znów maj.

2. Odnośnie "zapobiegania awariom":  mam w najbliższej rodzinie byłego szefa. Sam zresztą w poprzednim życiu (bo urodziłem się na nowo przenosząc się na wieś) miałem podobne obowiązki. Doszliśmy kiedyś w rozmowach z matką ( to ona była kierownikiem na dość odpowiedzialnym stanowisku) - a ona tę formułę usłyszała kiedyś na jakimś szkoleniu:
  "dobry szef to taki u którego nic się nie dzieje". 
W czym rzecz? Chodzi właśnie o to by mieć wiedzę - wiedzieć naprzód, głupi szef ma w firmie co chwila akcje - a to brakło tego a to tamtego - tu trzeba coś pilnie, tam trzeba coś "na wczoraj". Mądry szef "siedzi i nic nie robi". Wszystko jest przewidziane, zawczasu uzupełniane , w pracy jest spokój , harmonia. Można to odnieść do domowego gospodarstwa- jest wiele powiedzonek na ten temat. To już chyba w innym wpisie. Ale centralnym punktem domowego gospodarstwa są włosy gospodyni. To są anteny transmitujące (lub nie ) energię w przestrzeń kobiety. Był już wpis o tym - podawałem nawet linki do badań amerykańskich.
http://michalxl600.blogspot.com/2015/02/wosy-kobieca-moc.html
i poprzedni http://michalxl600.blogspot.com/2015/02/wosy-i-ich-wpyw.html
   Mądra kobieta to ta, która ma długi , mocny warkocz - systematycznie o niego dba - on jest wizerunkiem i DOWODEM  jej stabilności emocjonalnej - a ta właśnie jest potrzebna mężczyźnie. Dzisiejsze opowieści "kobieta zmienną jest" - a raczej tłumaczenie jakie się dziś przypisuje temu  skądinąd mądremu stwierdzeniu jest zupełnym nieporozumieniem - a raczej świadomą dywersją.
Dziś służy ta mądrość jako "legitymacja" wszelakim wariatkom. Brak stabilności duchowej usprawiedliwia niby fakt "bycia kobietą". Przykro mi poinformować ale brak stabilności świadczy właśnie o zatraceniu więzi z kobiecością.

     Kobiecość to akumulacja energii rodzinnej
dlatego dawniej było tak:

Popatrzcie na ulicach - ja jestem przerażony. Większość kobiet ma włosy 'na zapałkę" a do tego farbowane. Tu mowy być nie może o jakiejkolwiek komunikacji ze swoją "gwiazdą -przewodniczką".
     Mówiło się "kobieta zmienną jest"  bo Wasza niezmiernie wrażliwa psychika odbiera z wielką czułością wszelkie wibracje z otoczenia. Wedy powiadają, że w praktyce kobieta powinna niemal co 2 godziny się przebierać. Po co ? Kobiece ciało jest portalem przyciągającym w przestrzeń rodzinną energie poszczególnych planet. Oddziaływanie planet zmienia się niemalże co 2 godziny.
Cały ten skomplikowany układ różnych gwiazd, planet i innych księżyców jest w ruchu a w wyniku tego wszelka docierająca do nas energia też jest zmienna. Kobieta to doskonale odczuwa a ubiór jest jakby "odpowiedzią" na daną falę kosmiczną- dostrojeniem się do niej. Pamiętamy, że rolą żeńską jest powab- przyciąganie/ akumulacja.
  Wspomniała i o tym Olga Waliajewa (już w artykule chyba), że kobieta powinna nieustannie być powabną dla swojego męża- mieć świadomość tego, nieustanną. Przyciąganie działa na tysiące kilometrów. Nawet jeśli męża nie ma przy Was on jest przyciągany. To jest ta magiczna wzajemność. Kobieta krzątając się po domu wśród dzieci i prasowania ubiera się ładnie i myśli o mężu z miłością. On dzięki temu cały czas ma z nią więź. Ona jest nieustannie obecna w jego myślach.
  My mężczyźni się temu z radością poddajemy! Bywało tak podczas 2 wojny światowej, że mężczyźni nosili zdjęcia ukochanej "na piersi" w jakiejś kieszonce. Dziś na Donbasie pewnie też niejeden tak ma choć czasy mamy inne- można wziąć telefon i zadzwonić przez "komórkę" z okopu.

   Odjechałem jak zwykle od kwestii zmienności kobiety ale chyba nie za daleko.
  Zmienność owszem- w sensie "sensytywność", wrażliwość, subtelność natury, jak doskonały miernik elektryczny - ale opanowana , "ujęta w ramki"  - głównie przez nakierowanie i powiązanie tej wrażliwości z jednym mężczyzną. Chłop  jest takim prymitywnym "kołkiem w ziemi". Pięknie to obrazują niektóre tańce gdzie mężczyzna "prowadzi" - ogranicza przestrzeń kobiety. Był i o tym wpis na blogu. 





wtorek, 16 czerwca 2015

Odkrywanie słowiańskich korzeni

 Jakoś dzis tak po nitce do kłębka - poprzez polubienia na Facebooku
trafiłem na tę stronę.
Przenikliwie i ciekawie pisane - z dużym wyczuciem i wiedzą.
   Tylko ten jeden wpis przeczytałem na razie -
- śmiało go mogę polecić. Sądzę , że człowiek wpisujący takie rzeczy
i inne teksty zamieści warte uwagi.
   aha - w tekście jest przekierowanie na wypowiedź pewnego pana.
"Śmiechowe" ostrzegam ale warto popatrzeć z dystansem na to żałosne przedstawienie. Mając już otwarte oczy popatrzeć jakich sztuczek używają ci kuglarze by nas utrzymać w swojej zagrodzie . Z drugiej strony jak bardzo się dziś boją - powrót do korzeni praprzodków nabiera mocy. Oni to widzą bo mają siłą rzeczy wgląd.


https://slowianowierstwo.wordpress.com/2014/06/03/odkrywanie-slowianskich-korzeni/


Gospodynie domowe- kobiety przygłupie, ograniczone i nieszczęśliwe.

Autorki tego długiego wpisu nie muszę przedstawiać stałym czytelnikom bloga.
Olga (co niesamowicie cenię) przedstawia wszystko na bazie własnego doświadczenia. Jestem przekonany, że misja jaką ma ona ( mają wszyscy Waliajewowie jako rodzina) jest misją na miarę rewolucji - piszę to bardzo poważnie i bez cienia przesady. 
zapraszam do lektury:

  To jeden z rozdziałów mojej przyszłej książki, która jest właśnie przygotowywana do druku. Jest uzupełniana, redagowana i korygowana:
 
   Bardzo wielu ludzi myśli ( i o dziwo tak myślą właśnie kobiety), że gospodyni domowa nic nie robi, że jest trutniem, stworzeniem w pełni zależnym i musi się poniżać aby otrzymywać pieniądze i wszystko inne.

   Ja dawniej też byłam przekonana, że gospodynie domowe się nudzą i są ograniczone. Nie wiem skąd się bierze u nas takie przekonanie- pewnie z gazet, TV, książek. Dasza Bukina jest jaskrawym przykładem obrazu gospodyni domowej jaki ułożył się w mojej głowie ( bohaterka teleserialu -przy.tłumacza Tu próbka - to jest ta pani w czerwonym. Jej mąż w prowadzonej rozmowie stwierdza, że żony w rodzinie Bukin nigdy nie pracowały ani poza domem ani w domu - wynika więc , że Dasza ma obowiązki "leżeć i pachnieć" jak to formułuje ktoś z moich znajomych. https://youtu.be/_beLu7Pn91c?t=6m34s ).

  Ograniczenie komunikacji z kimś, wąskie zainteresowania, żadnej samorealizacji. Dlatego byłam mocno przekonana, że nigdy i za nic w świecie nie będę gospodynią domową, że urodzę dziecko i od razu pójdę do pracy, że będę działać w biznesie, robić karierę - wszystko tylko nie dni powszednie gospodyni domowej.

  I oto z ironii losu już 7 lat jestem gospodynią domową. Miałam co prawda 3 miesięczną przerwę około 4 lata temu gdy poszłam do pracy. Okazało się, że nie wszystko jest tak jednoznaczne i dawno już nie chcę pracy poza domem.

  Jakie są zalety tej sytuacji? Opowiem o swoich:

- najważniejsze, że mam siły dla męża i dzieci. Nie przychodzę wieczorem kompletnie "wypompowana" - jestem pełna sił i miłości. Zawsze jestem gotowa porozmawiać i pobawić się - po prostu pobyć z nimi.

- wiem co się dzieje w życiu moich dzieci bo zawsze jestem z nimi. Pamiętam ich pierwsze kroki, pierwsze słowa, pierwsze sukcesy, pierwsze niepowodzenia. Wszystko to dzieliłam z nimi i to jest dla mnie skarbem.

- mam bardzo dużo czasu na samorealizację i rozwój osobisty. Na przykład mój mąż musi specjalnie wydzielać sobie na to czas. Ja mam do dyspozycji cały dzień. Uśmiecham się słuchając wykładów doktora Torsunowa, gotuję według porad z wykładów Rusłana Naruszewicza, czytam wiele książek i artykułów gdy dzieci śpią.

- mam też wiele czasu na rękodzieło. Nie bardzo sobie wyobrażam kobiety pracujące na pełen etat plotące mandale, wyszywające lub robiące na drutach a ja w każdej chwili mogę siąść wraz z dziećmi i wziąć moje kłębki. Dzieci się obok bawią, ja trzymam z nimi kontakt  a ręce zajmują się twórczością. 

- mam więcej siły dla domu i w codziennym życiu. Oczywiście nie ze wszystkim daję radę bo sprzątanie w domu gdzie jest dwójka małych dzieci to tak samo jak odśnieżać drogę podczas śnieżycy. Ale daję radę 2 -3 razy dziennie gotować i wszystkich nakarmić domowym jedzeniem, prać, czasem prasować,sprzątać.

- mam czas dla siebie i to jest najcenniejsze. Czas gdy mogę poleżeć w wannie albo posiedzieć spokojnie przy komputerze, albo pójść do ulubionego sklepu. Kochany mąż z radością daje mi takie możliwości - przecież on zna magiczny efekt takiego postępku.

- domowe troski to nieustanna twórczość. Trzeba nieustannie myśleć, wymyślać, zajmować się wynalazczością. Co by tu ugotować? Jak tu posprzątać zabawki? Jak nauczyć maleństwo pisać na garnuszku? A jak nauczyć starszego by nie krzyczał kiedy młodszy śpi? Każdego dnia trzeba rozwiązać wiele spraw- a jedna jest ciekawsza od drugiej.

- teraz mam wielką radość z przyjmowania gości bo mam czas, siły i chęć spotykania się a po 8 godzinnego dnia pracy chciało się tylko spać. I to jak najwięcej.

- pojawiło się u mnie wiele czasu i sił na babskie spotkania, popołudniowe herbatki, sauny, wieczorki rękodzieła. To tak wiele dla mnie znaczy!

- bardzo wiele czasu poświęcam na rozmowy z mężem. Razem rozrysowujemy plany na tablicach, wymyślamy strategie, ja pierwsza słyszę jego pomysły i wspieram je. Pomagam mu w jego działaniach a on to bardzo ceni. Nawet czasem mówi: "jakie to szczęście, że ty nie chodzisz do pracy"!

- mój mąż zaczął więcej pracować i więcej zarabiać. Kiedy on zdaje sobie sprawę, że oprócz niego nikt nie udźwignie tych spraw to ma silniejszą motywację. A gdy "po polowaniu" wraca do przytulnej, cichej przystani to rozumie dlaczego i po co tak być powinno. On już dawno nie goni mnie do pracy choć takie coś jeszcze bywało 4 lata temu.

- nasze dzieci nie chodzą do przedszkola a jest to dla mnie szczególnie ważne bo mieliśmy już doświadczenie oddawania starszego syna do przedszkola. Ja sama nigdy nie lubiłam tych dziecięcych instytucji. Na przykład na Sri- Lance przedszkole działa każdego dnia od 8-smej do 11-stej. Tylko pograć, pouczyć się i rysować. Dzieci tam nie jedzą i nie śpią a mamy nie pracują. Większość mam ma możliwość przez te 3 godziny zająć się sobą. Takie przedszkola bym poparła.

- mam satysfakcję wiedząc, że rezultat zależy ode mnie. W dowolnym zakładzie pracy ode mnie zależy wyłącznie jakiś procent całego rezultatu. Załóżmy że pracuję w jakiejś firmie handlowej jako kierownik personelu. Wymaga się ode mnie znalezienie właściwych ludzi i ich prawidłowego zmotywowania a na końcowy rezultat mam wpływ góra 15 %. A tu ode mnie zależy 90 % , - wyobrażacie sobie? - lwia część! Tak- to jest najważniejsza odpowiedzialność kobiety. Od tego jak ja się prowadzę i jak się czuję zależy szczęście mojej rodziny w 90 procentach. I tu pojawia się to podekscytowanie ponieważ rozumiesz, że w wielu aspektach wszystko zależy od ciebie i właśnie ty możesz dokonywać jakichś zmian. Możesz próbować, testować, stosować nową wiedzę i patrzeć jaki to ma wpływ. Już w jakimś stopniu kontrolujesz sytuację -panujesz nad sytuacją a to jest interesujące.

  No i kiedy pisałabym książki i artykuły jeśli pracowałabym od rana do nocy?

  Gospodarstwo domowe - aby nie chodzić do pracy?
"Nie chodzić do pracy" i "nie pracować" to ogromna różnica. Gospodyni domowa to także praca ale bardzo kobieca i bogata w zasoby. Jeśli tego spróbujecie to poczujecie różnicę.   

  Oczywiście jeśli przyjmować to jak niewolę i okoliczność przymusową to gospodarstwo domowe stanie się piekłem. Rutyna i "dzień Świstaka" (polecam film- przyp. tłumacza) to także część mojej codzienności. Są czynności, które powtarzam dzień za dniem - są one mechaniczne i monotonne: zmienić pieluchę, posprzątać ze stołu, zebrać brudne pranie, porozkładać czyste.
 
  Ale przecież w każdej pracy jest rutyna. Na przykład sekretariat- biurokracja ( której nienawidzę), w dziale promocji stron internetowych - codzienne monitorowanie pozycji strony, w dziale pisarskim - konieczność moderowania komentarzy na stronie, redagowanie tekstów i dopisywanie niedokończonych artykułów.

  Wielu mówi o tym, że jest to praca nieopłacana przez państwo ale ja spojrzałabym na tą kwestię inaczej. Co ma do tego państwo i jego zalety? Naszym głównym "państwem" jest rodzina. Jego głównym ministrem finansów jest mąż. I właśnie mąż jest w stanie dać wam wszystko czego chcecie - trzeba tylko poprosić. 

  Kobieta wszystko w tym życiu może uzyskać poprzez męża o ile będzie mu służyć bezinteresownie i będzie dla niego natchnieniem do dokonań. To jest prostsze i lżejsze niż zachowywać swoją niezależność "na wszelki wypadek". A już dla relacji jest to pożyteczne po wielokroć.

  jak uczynić gospodarstwo domowe radosnym:

- spędzajcie mniej czasu przy komputerze - o ile nie jest z nim związane wasze hobby ( blog, fotografie itd.). Przecież wielu słyszało anegdotę: "Tato! Kto to jest taki straszny, kudłaty z czerwonymi oczami tam w rogu? To wasza mama-całą noc przesiedziała na Facebooku. "

- wprowadźcie naukę do waszego dnia powszedniego- słuchajcie wykładów, czytajcie książki na temat, który jest ciekawy właśnie dla was. W ten sposób nie pozwolicie sobie ogłupieć i stać się nieciekawą.

- zajmujcie się dowolnymi działaniami - rękodziełem, twórczością. Akumulujcie żeńską energię- jej nie bywa zbyt wiele!

- poświęcajcie więcej czasu i uwagi mężowi - to się opłaci stokrotnie. Nie będzie śpieszył się do pracy, zacznie pomagać, a i miłości w relacji będzie więcej.

- podchodźcie do zadań twórczo. Można gotować codziennie to samo a można upiększać posiłki, szukać nowych przepisów. Można codziennie myć podłogę a można też zmajstrować piękne dywaniki i odkurzać je razem z dziećmi. Przestrzeń dla twórczości jest ogromna.

- nie starajcie się robić wszystkiego idealnie a szczególnie sprzątania - szczególnie jeśli macie dzieci. Istnieje taki żart, że z trzech punktów: zdrowie duchowe, porządek i dzieci można wybrać tylko dwa. Zachowajcie zdrowie duchowe. Niech w domu będzie czysto ale nie idealnie czysto - to jest ogromna różnica w nakładzie pracy. 

- ubierajcie się ładnie w domu - dla siebie, dla męża, dla dzieci. Układajcie włosy, dbajcie o cerę. Jeśli siedzicie w domu to nie znaczy, że można na siebie machnąć ręką. Wyrzućcie szlafroki, lokówki, luźne koszule nocne. To da więcej sił - przede wszystkim wam samym nie mówiąc już o mężu dla którego radością jest widzieć piękną żonę a nie "pomiętą" furię.

- codziennie poświęcajcie czas sobie samej - choćby z pół godziny. To wasza profilaktyka "zawodowego wypalenia się".

  No i mam jeszcze chęć powiedzieć dla kogo gospodarstwo domowe jest przeciwwskazaniem:

- jeśli nie macie dzieci albo są bardzo dorosłe to może być to dla was bardzo nudne i nie będziecie wiedziały gdzie się podziać. To nie jest powód by pracować cały dzień ale zajęcie przez 4 godziny może uczynić was szczęśliwszymi i bardziej zrealizowanymi.

- jeśli macie zbyt wiele energii i wasi domownicy mogą już jakiś czas obyć się bez was to skierujcie swoją energię na społeczeństwo bo inaczej zamęczycie dzieci i męża.

- jeśli nie macie ochoty pracować i sądzicie, że ten sposób życia wybawi was od kłopotów.

    Ja przeszłam taką drogę i w ten sposób zmieniło się moje zrozumienie - dziś jest to mój świadomy wybór. To bardzo dziwne - wszak kiedyś pracowałam na trzech etatach a do tego uczelnia. Zawsze byłam samowystarczalna - nigdy nie prosiłam i nie brałam pieniędzy od mężczyzn. Chciałam wyjść do pracy zaraz po urodzeniu dziecka, robić karierę, interesy, być niezależną.

  A teraz siedzę w domu. Piorę, gotuję, wychowuję dzieci, daję natchnienie mężowi, zajmuję się rękodziełem. Czy można mnie nazwać trutniem? Mam wątpliwość - przecież pracuję przez 24 godziny na dobę jako mama i jako żona.

  I dla mnie jest to najcenniejsza praca na świecie - nie zamienię jej na nic innego. 

  Moja droga do tego zrozumienia nie była prosta i lekka. Ale dziś gdy jestem gospodynią domową, która wykonuje ukochaną pracę, która "siedzi komuś na plecach" i jest dodatkiem do męża.  Jestem bardzo szczęśliwa.

  Nie było tego szczęścia gdy pracowałam na trzech etatach i dbałam sama o swoją samowystarczalność. Nie było go także gdy mój 1,5 roczny synek był z nianią a ja pracowałam od rana do nocy. Nie było go wtedy gdy moje pensje stanowiły lwią część naszego domowego budżetu. W żadnym z tych momentów nie czułam się szczęśliwa i zrealizowana.  

  Dopiero dziś mając status kury domowej jestem prawdziwie szczęśliwa - czego i wam wszystkim życzę z całej duszy!

Olga Waliajewa

źródło: http://pravotnosheniya.info/Domohozyayki-ogranichennie-i-neschastnie-durochki-2181.html


niedziela, 14 czerwca 2015

Jaką energię powinna gromadzić kobieta?



  Wybiegnę nieco w przód i powiem, że najważniejszym zadaniem kobiety jest gromadzenie energii. Ale jaka energię najkorzystniej jej gromadzić i jak to czynić?

  W pradawnych traktatach Wedyjskich rozróżniano 2 rodzaje energii męską i żeńską , słoneczna i księżycową.

  Energia męska to energia słońca - energia aktywności, śmiałości, ryzyka, siły, agresywności. Jest ona nakierowana na osiągnięcia, wielkie wyczyny, przewodzenie. Ona rozgrzewa i jest w stanie spalić.

  Kobieca energia to energia księżyca - wyróżnia się ona łagodnością, delikatnością, czułością i cechami uspokajającymi. Ona ochładza- zarówno umysł, uczucia a także ciało.

  Jedna i druga energia jest dobra. Jedna i druga ma swoje punkty przyłożenia. I co najważniejsze: jedna i druga mają "nosiciela".

  MODA NA UNISEX

  Dziś mamy wychowanie unisex dla chłopców i dziewcząt. Chodzą oni do jednych i tych samych szkół, uczą się jednych dla wszystkich przedmiotów. A na przykład w Szwecji zrobiono krok jeszcze dalej i w niektórych szkołach wykluczono wszelkie płciowe skojarzenia jak "Bajka o Kopciuszku", Szekspirowskie "Romeo i Julia" - tam jest to dziś pojmowane jako źródła stereotypów gender. Nawet zwracają się do dzieci per "ono" aby nie tworzyć kompleksów.
  Jakie są pożytki z takiego uniwersalnego podejścia?
 - to jest wygodne. Nie trzeba tworzyć oddzielnych szkół, oddzielnych programów, dzielić na grupy. Wszak dla dowolnej klasy konieczne jest 20 dzieci niezależnie od płci.
 - tak jest taniej. Jedne podręczniki, jeden program, wspólni nauczyciele, przedmioty, klasy.
 - łatwiej jest kierować. Jednakowe zasady i reguły. Jeden rodzaj dziennika ucznia. jeden kodeks pracy w którym czas spożytkowany przez kobietę na wychowanie dzieci jest "przestojem w pracy".

  CO JEST TRACONE PRZY TAKIM PODEJŚCIU?

 - Dziewczynki nie pojmują swojej wartości.
 Spotykając się w typowej szkole dziewczynki czują się jakimiś niewłaściwymi ludźmi. Biegi terenowe- śmieją się z ciebie, nie rozumiesz fizyki- znów się z ciebie śmieją, maskę przeciwgazową ubierasz niewłaściwie - i znów rżenie ze wszystkich stron.
  Cześć przedmiotów jest ciężka dla dziewczynek właśnie dlatego, że zorientowana jest na chłopców: wychowanie fizyczne, matematyka, fizyka, chemia, podstawy życiowego bezpieczeństwa, I właśnie w szkole dziewczynki zaczynają "pracować nad sobą" aby odpowiadać standardom. Trzeba ukończyć z wyróżnieniem, zdać tę koszmarną algebrę, dostać się na studia, znaleźć pracę, schudnąć, ...
Gonimy za zewnętrznymi celami nie rozumiejąc, że dla kobiety najważniejsze jest pozostać sobą a nie stać się "kimś".
 - chłopcy nie uczą się być mężczyznami.
  Większa część przedmiotów przeznaczona jest dla dziewcząt: język rosyjski (u nas polski -przyp. tłumacza), języki obce, literatura, biologia, i tu już idiotami czują się chłopcy.
  Przy tym nikt nie uczy ich jak zwyciężać, jak prowadzić rozmowy, technik walk wręcz, medytować i koncentrować się. I chłopcy przyjmują niewłaściwą postawę: męskie sztuki nie są ważne. To jest w najlepszym wypadku hobby. Jeśli nauczysz się dodawać, odejmować, pisać wypracowania - to ci pozwoli stać się prawdziwym mężczyzną.
 - a najważniejszej części życia w ogóle w szkole nie nauczają.
  Jak budować relacje? Jak tworzyć w domu komfort? Jak nauczyć się brać na siebie odpowiedzialność? jak wychować dzieci? Jak wybrać sobie towarzysza życia? A najważniejsze do czego się w ogóle nie zachęca- poszukiwanie przez uczniów odpowiedzi na wieczne pytania:
po co żyję? dokąd zdążam? kim jestem? po co ja to wszystko czynię?
 - dziewczynki nie widzą korzyści z kobiecej drogi.
Społeczeństwo nam wciska, że do szczęśliwego życia wszystkim jest potrzebne wyższe wykształcenie i prestiżowa praca. Trud mamy, żony, gospodyni domowej - dla wielu jest synonimem słowa "wyrobnica" (nawiasem mówiąc kobiety same często na głos wypowiadają się w ten sposób o swoim statusie w rodzinie). Czyli, że żona i mama to praca o niskich kwalifikacjach, nisko opłacana, nie wymagająca wielkiego myślenia i nie wywołująca szacunku w otoczeniu.

  Olga Waliajewa
źródło: http://pravotnosheniya.info/Kakuyu-energiyu-nuzhno-nakaplivat-zhenshchine-2142.html


piątek, 12 czerwca 2015

Dlaczego ?


   W zasadzie punktem głównym tego wpisu ma być film z Olgą i Aleksiejej Waliajew ( już prezentowani na blogu w innym wpisie  http://michalxl600.blogspot.com/2015/01/piec-rol-kobiety.html ) .
     Ostatnie słowa ( ostatnie minuty monologu) Olgi wzbudziły trochę mój protest. Po dosłuchaniu do końca już Olgę rozumiem w tym wypadku ale i tak nie wypuszczę tego filmu bez osobistego komentarza.

       Wspomniany dr. Torsunow ( wykłady w sieci po rosyjsku) wykładający wiedzę Wedyjską nie za bardzo przypada mi do gustu. Porusza ważne tematy i ma swoich słuchaczy. Skoro są odbiorcy widać jego istnienie jest komuś potrzebne  - dla mnie trochę zbyt uproszczone są jego wywody ale to nie znaczy, że facet jest szkodliwy. Ot- dobry administrator jaki to nazywa takie osoby Trehlebov. Prowadzi swoje kursy i wykłada pożyteczną wiedzę na takim poziomie na jakim jest  w stanie. Tacy są też potrzebni.

     Dobra-  koniec o Torsunowie . Olga mu się najwyraźniej nisko kłania robiąc mu małą reklamę. Do tego dodaje słowa zupełnie przeciwne do mojego życiowego credo zawartego w tytule tego wpisu i za co mogę uściskać Andrieja Iwaszko przestrzegającego nas ( słusznie) by nie używa recept, o których nie wiemy jak działają i dokąd prowadzą. Nasze życie jest zbyt cenne by prowadzić ślepe eksperymenty i skoki na główkę w nieznaną wodę ( przynajmniej ja już z tego wyrosłem i w takim duchu dzielę się wiedzą na blogu - pełna wolność i szacunek dla wolności innych ludzi).
     W każdym razie odniosłem wrażenie, że Olga zachęca do używania recept i ćwiczeń bez wstępnej oceny. Tu jestem diametralnie przeciwnego zdania- to nasze życie i nasza odpowiedzialność. Zdrowy rozsądek czy też "zdrowomyślenie" jak to nazywał Trehlebov jest zawsze w cenie. Rozsądnie sprawdzać nowe kierunki i zalecenia - z głową.
  W omawianym, wypadku ( eksperyment z misiem) widać wyraźnie, że nie jest to nic szkodliwego ale dla zasady podkreślam, że nie zastosowałbym opisanej zasady i zachęty Olgi "na wiarę". Pisałem już nieraz o swojej niechęci do dogmatów.
     Olga i Aleksiej są chyba krisznowcami (krisznaitami) - ogólnie moja męska intuicja podpowiada, że ludzie są w porządku  ale zawsze przesiewam przez swoje sito światopoglądowe.
Zawsze zadawajcie w życiu pytania: dlaczego?  po co ?




Jesteś częścią wszystkiego

Przeglądam zbiorek filmów zamieszczonych na jednym z moich kanałów.
Zatrzymałem się na fragmencie jaki kiedyś wgrałem.
To jeden z ważnych dla mnie filmów- był czas, że poczułem się mniej osamotniony gdy na niego trafiłem. Polecam oczywiście cały film Waszej uwadze. jeden z przyjaciół kiedyś mi bardzo dziękował mówiąc, że jest to film rodzinny przed którym zasiedli oboje z żoną.
  Tytuł oryginalny "Powder" , w Polsce rozpowszechniany jako
"zagadka Powdera".
  

Słowiańska odpowiedź...




p.s. a tak w ogóle to tęcza jest naszym symbolem
i jak zwykle ( tak jak to było na przykład ze swastyką)
starają nam się włamać do podświadomości serwując
jad w naszym "opakowaniu".

środa, 10 czerwca 2015

czczenie hubki i krzesiwa

 Ponieważ mamy już zdecydowanie lato- u mnie przepiękny dzień.
Wróciłem rowerem z lasu , szykowałem drewno do wywózki. 
Ciuszki latem nosimy leciutkie, tematy też nam ostatnio bardzo lekkie się pojawiają- wczoraj sobie rozmawialiśmy o wesołych piersiach i jadąc na tym rowerze pomyślałem by wspomnieć więcej na ten radosny temat budowy ciała ludzkiego i co też ono nam podpowiada. Posiłkuję się fragmentem stronki, którą już podpowiadałem gdy rozmowy kilka wpisów wcześniej również zeszły nam na tematy figlarne I JAKŻE WAŻNE DLA NASZEGO SZCZĘŚLIWEGO ŻYCIA. Była ledwie hasłowa mowa o wymianie energii męsko- żeńskiej. Kopiuję tu w całości ciekawą wypowiedź - wygładzając ją nieco bo autorka słabo posługuje się polskim.

   Przyszła mi ta strona na myśl bo jest tu ładnie ( wytłuszczenie w dolnej części tekstu ) podpowiedziane z jakimi żywiołami nasze ciało współpracuje. Według Słowiańskich (Wedyjskich i chyba Chińskich - ktoś przypomni na czym bazuje 5 przemian?) mamy 5 żywiołów. 4 znane nam bardzo dobrze (przypomnę: 1. ziemia 2. woda. 3. ogień. 4 powietrze) a zupełnie (I CELOWO !!! ) pomijany przez sektę "naukowców" jest żywioł eteru. Bez tej wiedzy jesteśmy tak jakbyśmy mieli samochód ale bez paliwa. Możemy sobie siąść za "sterami" i jak dzieci mówić: "brrum, brrum" . I na tym się kończy. Wspomniani przez panią Nestor ( tekst poniżej) alieni- obcy dbają o to byśmy im nie wyszli "z zagrody". Róbcie sobie "odkrycia" ale lepiej by wam nie działały. Ta zasada jest konsekwentnie przestrzegana na przykład w kwestii naszego zdrowia - och! ach! zdrowe diety, -dowiecie się wszystkiego ale nie tego jak zregenerować krew. Bez zdrowej krwi cała ta wiedza jest "psu w pupę" jak mawiał ktoś z moich znajomych bo najzdrowsze składniki muszą jeszcze zostać skutecznie dostarczone do miejsca przeznaczenia .Cały internet zawalony poradami o zdrowiu ale jeden klocek układanki pozostaje konsekwentnie skrywany aby "lekarze" mogli "leczyć", grabarze "grobić" i tak dalej ,  aha  - moi ulubieńcy !!! (muszę wspomnieć o tych od księżyca) księża "rozgrzeszać" (według określonego cennika rzecz jasna).

       Oj - to w ogóle osobny temat (morze tematów)  a nie chcę znów otworzyć 5-ciu nawiasów w nawiasie i "wpaść" w jakąś otchłań pod-cytatów. Ja później te nawiasy zapominam domykać i w pisanym tekście robi się zamęt. Wszystko co dziś nam oferuje nauka czy religie jest - jak to powiedział chyba Osho: " czczeniem hubki i krzesiwa zamiast czczenia żywego ognia". Dziś ludzkość na ołtarzach położyła hubkę i krzesiwo ( powiedzmy uwspółcześniając- zapalniczki czy zapałki). 

  Muszę jeszcze  przypomnieć, że aktualne pozostają ostrzeżenia ukrywania się dziś we współczesnym świecie przed ludźmi, którzy zsunęli się na poziom pasożytów ( energetyczno- informacyjne bezpieczeństwo  EIB ). Tego typu teksty i porady nie są dla nich ( jeszcze nie- dla małych dzieci inna wiedza, a dla dorosłych inna ). Oni je zawsze zobaczą poprzez "brud i grzech" jaki mają sami w sobie. Jak wiadomo:   "Piękno jest w oku patrzącego" . My tu sobie w naszym klubie ludzi przyszłości rozmawiamy z szacunkiem o wszystkim.
 
Dobra -wstrzymuję na razie rzekę mojego ględzenia - zapraszam do lektury: 







Płeć to instrument dla naszego rozwoju, a dokładniej płciowe stosunki. Alieni (obcy- wirusy jakie zagnieździły się wśród ludzkości w ostatnich 4000 lat- przyp. mój)  wnoszą już kilku wieków dywersję, że nagie ciało to grzech, brak kultury, nieprzyzwoitość. Doszło do tego że ludzie nie mają wiedzy o funkcjonowaniu, budowie ciała i budowie własnych organów płciowych. Jak to się nazywa?? WOJNA.
Ciało to instrument
(rosyjskie znaczenie- narzędzie) - wciskają nam dziś do głowy że podstawowa część instrumentu jest do wyrzucenia, nie warto jej trenować, poznawać by wykorzystać PRAWIDŁOWO do celów przeznaczonych. O jakim zdrowym potomstwie(silnych duszach) może być mowa w takich warunkach ?
Proszę spojrzeć na półbogów, na rzeźby, na obrazy - przedstawiane postaci są nagie, nie miały czego się wstydzić, przyrody się nie wstydzi, instrumentu   się nie wstydzi. Wstydzić się i walczyć przeciwko przyrodzie to f-je (funkcje? fanaberie?) alienów i zombi z przemytym mózgiem.

1.Nogi od od stop do kolan- pokazują fizyczne przejawienie energii. Pokazują jaki jest kontakt z żywiołem Ziemi,
2.nogi od kolan do anus- jak rezonuje człowiek z żywiołem Woda.
3.Pupa, brzuch, genitalia- jak się maja sprawy z Ogniem, akurat w brzuchu ogień trawienia modyfikuje jedzenie w siłę płciową. NIE amulety i tym podobne rzeczy są głównymi arkanami lecz nasze CIAŁO – to NAJGŁÓWNIEJSZY i najbardziej mocny arkan (portal mocy) dla przyciągnięcia różnych energii kosmosu. Tylko istoty nienawidzące człowieka mogą wydawać zakazy dla wizerunków części ciała
4.Piękno piersi i twarzy to arkan dla przyciągania żywiołu Powietrze., czym ładniejsze, tym lepsze władanie żywiołem.
5. włosy, w rosyjskim nazywane czasem KOSMY ( w polskim też mamy słowo "kosmaty"), tj. Rezonans z Kosmosem, czyli Eterem. Czym dłuższe i proste, tym lepiej. Włosów nikt nie dotyka, są zaplecione zawsze w warkocz, oprócz wypadków, które już opisywałam.

To ludobójstwo, kiedy jedni dorośli  nakazują innym panom i paniom co robić ze swoim nagim ciałem. Zakaz żeby Jang patrzyło na Yin to patologia.
Tam gdzie człowiek nie zna siebie i zasad które działają – wprowadza się dywersje, nakierowane na systematyczne niszczenie instrumentu, lub wykorzystywanie go w niewłaściwych celach.

  http://nestorbst.blogspot.com/2012/11/nagosc-cz2.html

wtorek, 9 czerwca 2015

Życiowe śmieci



p.s. ponieważ ten wpis taki krótki - dla oddechu
to dodam link dla rozmówczyni z komentarzy poniżej-
https://www.youtube.com/watch?v=efQZxv09Lao

Co znaczy "ładnie żyć"?

Jakkolwiek nie bylibyśmy dziś oddaleni od Starosłowiańskiego stylu życia to wiele słów i obyczajów zachowało się w naszym życiu do dziś.
Jednym z takich przykładów jest słowo "ładnie". Co ono oznacza?

  Nie - to nie jest oznaka zgody z czymś lecz porządek ( Dziś w potocznym rosyjskim słówko "ładnie" to ma mniej więcej takie znaczenie jak polskie "no, dobrze/ w porządku". Dawniej również używało się jako przytaknięcie słowa "ładnie"- dziś już chyba rzadziej ale nasze "w porządku" ma w sumie tę samą treść jeśli się temu przyjrzeć - przyp. tłumacza). Oznacza ono harmonię - kiedy w domu wszystko jest uładzone i żyje się w nim dobrze. Gdy w rodzinie panuje pokój i spokój - to wtedy wszystko jest "w ładzie".

  Nie przypadkiem u naszych przodków jedną z najbardziej czczonych Bogiń była Łada.

  Zachowały się dowody na to, że w czasach przedchrześcijańskich w dolnej części Kijowa na jego obrzeżach stała ogromna świątynia Łady. W centrum stał posąg bosko pięknej kobiety w różowym wianku. Jej złote włosy były ozdobione rzecznymi perłami a długa Słowiańska suknia spięta w talii złotym pasem pokryta była kosztownymi i skomplikowanymi ornamentami. U stóp posągu dymiły się kadzidełka i leżały kwiaty codziennie podmieniane przez duchownych na nowe bukiety.

  Budynek świątyni był tradycyjnie zbudowany z "żywego" materiału czyli z drewna ( tradycja ta jest ściśle przestrzegana na przykład na wschodzie- w Chinach i w Japonii) całkowicie pokrytego srebrnymi płytkami.

  Tysiące płonących świec odbijało się w tych srebrnych płytkach i refleksami oświetlało wszystko dookoła. W rzeczy samej było to niesamowite- -nieziemsko piękne widowisko.

  Łada- opiekunka żeńskiego pierwiastka, strażniczka ogniska domowego i porządku.

  Jeśli coś w waszym życiu nie chce się "uładzić"  to zwróćcie uwagę na swoje życie. Możecie wierzyć w istnienie Słowiańskich Bogów albo nie ale dopóki w waszym domu nie będzie porządku to w waszym życiu nic się nie zmieni.

  Wyrzucajcie to co stare i niepotrzebne, nie przechowujcie setek starych papierów i pudełeczek.  Podtrzymujcie czystość i uwolnijcie przestrzeń. Ona w pierwszej kolejności potrzebna jest wam samym- dla życia w ładzie se sobą.

źródło: http://pravotnosheniya.info/CHto-oznachaet-zhit-ladno-2902.html



niedziela, 7 czerwca 2015

Kobieca godność- zapomniana cnota.

Nad niektórymi punktami poniżej zastanawiam się nieco (szczególnie tymi w dalszych zdaniach tekstu) ale ogólnie sądzę, że mowa bardzo wartościowa i warto zamieścić- zapraszam do lektury
źródło:  http://pravotnosheniya.info/ZHenskoe-dostoinstvo--zabitaya-dobrodetel-3001.html

  Otaczający świat i mężczyźni będą się odnosić do nas na takim poziomie na jakim my same cenimy i szanujemy siebie.

  Szacunku nie da się wymagać. Posiadając kobiecą godność kobieta cieszy się szacunkiem automatycznie.

  Godność to bezwzględna świadomość swojej kobiecej wartości. Nie trzeba na nią zasłużyć, trenować jej czy zapracować nań. Ona istnieje w nas od początku.

  Nie należy jej mylić z samooceną i pewnością siebie. Samoocena i pewność siebie zależy od powodzenia lub niepowodzenia w naszym życiu a godność jest niezmienna.

  Godność to główna świątynia kobiety. Opiera się ona na trzech filarach: szacunek dla siebie, szacunek dla innych oraz 100% odpowiedzialność za swoje działania w swoim życiu.

  Szacunek dla siebie sugeruje wysokie wartości etyczne, wierność sobie i swoim zasadom, szacunek do swojego ciała, duszy i przestrzeni. Kobieta nie pozwala sobie zabrudzać swojego ciała i swojego wewnętrznego świata papierosami, alkoholem, nienawiścią, złością, mściwością. To także oznacza określenie granic dla otaczających ludzi, których oni nie mogą naruszać. To wierność sobie i możliwość bycia sobą.

  Szacunek dla innych także sugeruje, że szanujecie ich ciało, duszę i przestrzeń i nie naruszacie ich granic.

  Odpowiedzialność sugeruje, że macie świadomość iż wszystko co się wydarza w waszym  życiu jest dziełem waszych rąk i waszych myśli. Nikogo nie obwiniacie, nie przekładacie na kogoś odpowiedzialności za wasze postępki i działania i nie uważacie, że ktoś a nie wy same odpowiada za wasze szczęście. Na to pozwolić sobie może wyłącznie dorosła kobieta.

Tracimy swoją godność gdy:

  -  czujemy się wadliwe bez mężczyzny. Stąd biorą początek wszelakie biedy i utraty godności - również z tej przyczyny. Kobieta ze wszystkich sił chce kogoś poznać, wejść w jakiekolwiek relacje byleby tylko nie być samą. I w takiej chwili zapomina o swojej kobiecej godności, toleruje, wybacza to czego wybaczyć nie wolno, narzuca się.

  - biegamy za mężczyzną, sprawdzamy, czytamy sms-y. To znaczy, że nie wierzymy w siebie, w swoją żeńską moc, w swoją wyjątkowość i bycie potrzebną. Pamiętajcie, że mężczyźni są ze swej natury myśliwymi i kiedy zamieniamy się z nimi miejscami to stajemy się dla nich nieinteresujące.

  - kiedy będąc zamężne flirtujemy z innymi mężczyznami.

  - zachowujemy się poufale, siadamy w śmiałej pozie, popijamy.

  - pozwalamy sobie na obrażanie mężczyzn, używamy przekleństw.

  - poniżamy mężczyznę, uważamy, że mężczyźni są nikczemnymi stworzeniami i potrzebni są tylko dla rodzenia dzieci.

  - okłamujemy męża i ukrywamy przed nim pieniądze. Jeśli nie ufacie temu człowiekowi to co jeszcze przy nim robicie?

  - krzyczymy, kłócimy się, udowadniamy swoją prawość.
"Przekonujące kobiety gotowe są wyzbyć się potrzeby posiadania zawsze racji" - Marie Forleo

  - denerwujemy się, staramy się przypodobać - zasłużyć na miłość.

  - zazdrościmy. Kobieta zazdrości kiedy jej się wydaje, że czegoś jej brak. W tym momencie przestaje odczuwać siebie jako coś cennego i doskonałego, oddala się od samej siebie. dążąc do przejrzenia cudzego życia tracimy energię i nie żyjemy swoim życiem.

  - plotkujemy. Wtedy też tracimy swoją integralność, wartość i swoją godność.

  - postrzegamy inne kobiety jako rywalki i konkurentki.

  - łatwo wchodzimy w relacje seksualne. Kobieta szanująca siebie ceni swoje ciało. Ona dobrze rozumie, że ciało nie jest walutą i nie jest sposobem przytrzymania mężczyzny. Tak naprawdę wszystkie rozumiemy, że nasze ciało jest skarbem, to najcenniejsza rzecz jaką mamy. I często rzucamy je jak ciężką artylerię do nóg mężczyzny aby go utrzymać przy sobie. Swoim ciałem chcemy wywrzeć na nim wrażenie, zaciągnąć go w swoje sidła a czasami nawet "odpracować" prezenty i restaurację. Ale ciało nie jest monetą, którą da się rozmienić- to jest świątynia duszy. I pamiętajcie, że dla mężczyzny nie jest to niestety skarb lecz tylko zabawa (nie dla każdego- przyp. tłumacza).
Zacznijcie szanować swoje ciało to i mężczyzna zacznie je szanować.

  - kłamiemy aby ochronić siebie. Kłamią dzieci gdyż nie wiedzą jak siebie ochronić i nie mogą wziąć odpowiedzialności za swoje postępki.

  - palimy. Jeśli palisz to trzeba coś z tą sprawą zrobić. To zawsze mówi o uzależnieniu a więc o problemach psychologicznych. Nawet jeśli mężczyzna nie jest temu przeciwny, że palisz to i tak intuicyjnie czuje, że masz problemy. Jemu jest potrzebna kobieta zdrowa zarówno fizycznie jak i psychicznie.

  - nie zajmujemy się swoim ciałem- jego zewnętrznym wyglądem. Wielu uważa, że dusza jest ważniejsza niż ciało ale gdzie się ma podziać dusza bez ciała? Miłość do siebie zaczyna się od uważnego i świadomego odnoszenia się do swojego ciała. Jest to zarówno zdrowe odżywianie jak i system odżywiania. Każda kobieta może mieć dobrą figurę i nie wyglądać na pięćdziesiątkę mając lat 40 - jest dziś tak wiele możliwości. I rzecz nie w ilości procedur kosmetycznych oraz wsmarowanych kremów czy użytych masek lecz w codziennym szacunku dla siebie i swojego zdrowia- w traktowaniu siebie jak kwiatka o który koniecznie trzeba się troszczyć aby kwitł i nie zwiędł. Na lekcjach "kobiecej szkoły" szczegółowo mówimy o tym jak pokochać swoje ciało.

  - "walczymy" o swoje szczęście, idziemy "po trupach", uważamy, że musimy wywalczyć swoje szczęście, kogoś odbić, uwieść, cudzego męża, docisnąć kogoś do ściany i zmusić do ożenku. Kobieta przekonana o swojej kobiecości nigdy na coś takiego nie pójdzie.

  - nie śpimy w domu. Dopóki kobieta nie wyszła za mąż powinna na noc pozostawać w domu, w swojej pościeli. Możecie się spotykać i bywać na terytorium mężczyzny ale zawsze wracać do domu. Jak bardzo do późna byście się nie zatrzymały i jak bardzo nie chciało by wam się zostać. Mężczyzna od razu powinien czuć wasze granice i szanować was.

  - całujemy się w miejscach publicznych. Często widzę jak w metro stoi jakaś para na peronie i czyni to tak, że prawie powinni się zacząć już rozbierać. Namiętny pocałunek to zawsze wydarzenie bardzo intymne i nie powinien mieć miejsca na oczach otaczających ludzi. Być może u wielu mężczyzn "buzują hormony" ale kobieta nie powinna być dostępna zawsze i wszędzie. Kobieca godność sugeruje piękną skromność i powściągliwość.

  - sprzątamy mężczyźnie, który nie jest jeszcze naszym mężem. Takie czynności wykonuje żona lub gospodyni domowa. Nie jesteście ani jedną ani drugą - pamiętajcie o tym. Jeśli zaczniesz to czynić to nigdy nie staniesz się żoną a mężczyzna szybko zacznie cie traktować jak gospodynię domową- będzie ciebie po prostu wykorzystywał. Możesz powiedzieć, że to ciebie nic nie kosztuje a i mężczyźnie jest miło - tak, jemu jest miło ale w tym wypadku nie szanujesz siebie. Nie ma się co dziwić, że mężczyzna przestanie potem szanować taką kobietę.

  - żyjecie "na kocią łapę". 

  -  rodzimy dzieci poza małżeństwem. Ja rozumiem, że odpowiedzialność za to spoczywa na obojgu ale jeśli mężczyzna się nie oświadczył to należy przypuszczać, że i dzieci na razie nie chce. To oznacza, że o ewentualnych następstwach powinna pomyśleć kobieta jeśli już weszła w związek intymny przed małżeństwem. Jest w tym coś niegodnego - stawiać mężczyznę przed faktem, że pojawi się dziecko i oczekiwać od mężczyzny że podejmie decyzję ( o ślubie jak przypuszczam - przyp. tłumacza). Dziś wiele granic jest zatartych, dziś możesz czynić wszystko co tylko chcesz ale godności to kobiecie nie dodaje. Czuje to każda kobieta popadająca w taką sytuację.

  - nie dodają też żeńskiej godności fotografie w kostiumie plażowym lub bieliźnie zamieszczone w internecie. Zawsze chce mi się zadać pytanie: po co? co chcecie przez to powiedzieć? że macie ładną figurę? nie wystarczy wam, że same o tym wiecie? chcecie komuś coś udowodnić czy też wywołać czyjąś zawiść? Na takich fotografiach zawsze widać niedojrzałość i ogromną niewiarę w siebie. Nie zamieszczajcie pół-obnażonych fotografii w sieci. Jeśli chcecie podzielić się ze światem swoim pięknem to lepsza będzie sukienka i wszyscy i tak zobaczą waszą piękną figurę. Dziś stało się modne zamieszczanie gołych brzuchów "w stanie błogosławionym". To są miłe i bardzo ładne zdjęcia ale tak czy siak dla albumu rodzinnego. Kobieta pewna siebie nie musi demonstrować swoich części ciała- one są dla wybranych oczu a nie dla wszystkich.

  - przyjmujemy role drugoplanowe, wchodzimy w związki z mężczyznami żonatymi. Kobieta posiadająca godność szanuje się i może sobie pozwolić na bycie jedyną i niepowtarzalną. W tej kwestii nigdy nie pójdzie na kompromis. Czasem po prostu wystarcza wiedza, że to ujmuje wam godności i aby nigdy tego nie czynić. Nawet jeśli mężczyzna będzie wam śpiewać, że "tam" jest mu o wiele gorzej ale rozwieść się na razie nie może. A kwestia higieny? O jakiej godności może być mowa? On śpi z żoną a potem z tobą. Kochanki rzadko kiedy zostają żonami, po to się pojawiają bo żona już jest.

  - jeśli mężczyzna zdecyduje odejść z rodziny to takie coś (patrz punkt wyżej) jest możliwe. Jednak zanim wejdziecie w relacje z nim on powinien się rozwieść. Nie należy zadowalać się małym. Kiedy chwytacie się tego co wam dają to transmitujecie w świat informację, że nie jesteście godne prawdziwych relacji.

  - jeśli relacje stają się nieznośne, jeśli uczyniłyście już bardzo wiele by je zmienić ale nic się nie zmienia powinnyście te relacje zakończyć. To się tyczy alkoholizmu. Niektóre kobiety tak bardzo angażują się w ratowanie alkoholików, że tracą nie tylko siebie ale i swoje życie. Bywa, że mężczyzna demonstracyjnie bawi się i zdradza - całą swoją relacją podkreśla, że nie ma zamiaru czynić żadnych rozliczeń a kobieta mimo to kontynuuje bieganie za nim i jak piesek wiernie patrzy mu w oczy, w takim wypadku także należy "postawić kropkę" i zakończyć własne poniżenie oraz rolę ofiary.

  Kobieta posiadająca własną godność to nie sawantka składająca się z zasad i nakazów.               

  Godność sugeruje umiejętność cieszenia się,śmiania, płakania, zachwycania się, kochania i bycia naturalną. Z godnością przyjmować podarunki i komplementy, wierzyć w swoje marzenia, mieć pragnienia, pasje i zainteresowania a także możliwość cieszenia się sobą i życiem.

Tatiana Dzucewa


sobota, 6 czerwca 2015

Mizoginia



   Jedna z rozmówczyń  w żartach- użyła w stosunku do mnie tego pojęcia. http://michalxl600.blogspot.com/2014/12/energetyczne-roznice-miedzy-mezczyzna-i.html

   Ja chcę nieco poważniej o pewnych chwytach wojny informacyjnej jaka nieustannie ma miejsce wokół nas. Poprzedni wpis traktował o pasożytach energetycznych i całym tym Matrixie w jaki jesteśmy uwikłani od urodzenia- niniejszy będzie niewiele odbiegał od tego tematu - a więc od naszego życia w ogóle. Temat ten będzie w pewnym stopniu kontynuacją energetyczno - informacyjnego bezpieczeństwa ( nazwijmy to sobie EIB - w dalszych rozmowach będę korzystał ze skrótu myślowego)

    Nakierowuje się naszą uwagę na przykład na sekty.
Kto ją nakierowuje? Kto jest tym arbitrem stwierdzającym:  to jest "be" a tamto jest "cacy" ? To sektą jest a tamto sektą nie jest.  Komu oddajemy władzę nad sobą, komu ufamy? Ano... jakimś autorytetom, które towarzyszą nam tu w naszym życiu od urodzenia (przypomina mi się teraz bardzo ciekawy film "Truman show"- nie za bardzo lubię tego aktora, w większości ma jakieś głupawe role ale ten film polecam w 100%. Ten sam pan zagrał jeszcze w "Yes man"- też ciekawe przesłanie tego filmu).

   Jakie to autorytety nam towarzyszą udając naszych przyjaciół i udających troskę o nas? No cóż- na pierwszy plan wybija się omawiana już (na pewno w komentarzach ale nie tylko) religia. Ci wszyscy przebierańcy - aktorzy udający jakąś sztuczną powagę i robiący nam przed oczami "hokus- pokus" przy pomocy złotych kieliszków z towarzyszeniem kadzidlanych dymów.
Kto jeszcze ? Szamani w białych sukienkach - sekta znana powszechnie jako "lekarze". Tu zbliżam się już do całości zjawiska bo istnienie tej grupy pasożytów (no.. prawnicy się nieco wyłamują ) niemożliwe było by bez całej otoczki uniwersytetów itp.przybytków "naukowych". A więc naukowcy.
      Wspomniałem o prawnikach - ci zawodowi kłamcy też się uwiarygadniają społecznie poprzez swoje "naukowe środowiska".
Uniwersytety to takie kościoły dla religii zwanej nauką

   Czym są te "naukowe środowiska"?
        Omawiałem już tematy egregorów ( Andriej Iwaszko daje ładne wyjaśnienie - kto oglądał ten wie, wspomina Andriej też czym jest sekta
https://www.youtube.com/watch?v=tonsCA6WY08 .
  Wymienione powyżej pasożytnicze grona adoracji wzajemnej jak najbardziej znamiona sekt wypełniają- mało tego , są wzorowym przykładem takowych:

  1.Używają swojego dziwnego języka (slangu subkulturowego) aby sie wyróżniać spośród innych i być dla nich niezrozumiałym. Prawnicy, lekarze i KK używa łaciny. Ponadto tworzą jakieś inne- na przykład nazwy "leków" , nazwy prawne, nazwy "chorób". To daje im "tajemniczość" ( owoc zakazany omawialiśmy w jakiejś innej rozmowie). Tajemniczość powoduje, że są w stanie mamić przyszłych adeptów, pokazując im rzecz jasna różne sztuczki, tłumacząc to "mocą Boga" albo "potęgą nauki". Zwodzi tych, których pociąga władza ( na każdym ze szczebli- typowy przysłowiowy kapral też ma swój "rząd dusz" pod kontrolą).

  2. Używają charakterystycznych dla danej sekty ubiorów - znów w celu wyróżnienia się ( a tak naprawdę do postawienia "ponad" niewtajemniczonymi a więc pycha.)

     Można by zagłębiać się  w te charakterystyki biorąc na warsztat typowe znamiona sekty wypunktowane dalej w niejednym miejscu internetu- przede wszystkim na stronach katolickich !!
he, he - złodziej sam krzyczy "łapać złodzieja!". Oni oczywiście sektą nie są - ależ skąd! Oni są "biali i puszyści" , oni nie kradną, nie robią nic złego. No ale nie miałem "jechać" po KK. Stwierdzam tylko fakty. Swoją drogą na pewnym etapie ludzkiego rozwoju oni są potrzebni. Trehlebow nazywa ich "administratorami"- wczoraj rozmawiałem ze swoją ciotką. Ona szuka dogmatów i w jej życiu jest to na razie potrzebne ale nasz blog jest dla ludzi, którym się to znudziło i chcą przejąć sami kontrolę nad swoim losem.
       Zagłębiać się zatem dalej nie będę - zakończę tylko stwierdzeniem, że wszelakie te środowiska "autorytetów" (napompowanych naszą energią jaką im oddajemy nieustannie różnymi drogami nie umiejąc krzyknąć jak to dziecko: "król jest nagi!". Gdyby katolicy stosowali zalecenia Jezusa to zapamiętaliby, że zalecał: "bądźcie jak dzieci") ..................że wszelakie te środowiska "autorytetów" znamiona sekt wypełniają.

  By nie nudzić zbytnio- jednym z elementów wojny informacyjnej (prania nam mózgów przez w/w sekty) jest tworzenie "mądrych", "naukowych pojęć". Są to narzędzia w wojnie informacyjnej- słowa klucze, skalpele, noże, szpady (znającym język angielski polecam słowa "word" i "sword"- słowami można też zabić tak jak nożem czy mieczem. Są to słowa spokrewnione- mają podobną wibrację. Działają po prostu w innych przestrzeniach).

  No i jakiś cwaniak opakował "g...wno" w papierek tworząc słowo "mizoginia". Słowo relikwia - słowo 'mądre", brzmi tak niezrozumiale, ach ! (twórca tego słowa i jemu podobni dokonują chyba przy tym jakichś samogwałtów - no w każdym razie wpadają co najmniej w niezdrowe podniecenie. Tak, tak- od zaatakowanych płynie ku nim zrabowana energia a więc podniecają się sadyści).

  Ktoś wypowiada swoje racje , na przykład tak jak ja tu na blogu czy w komentarzach pod filmami. No i nagle interlokutor wyjmuje "asa z rękawa" i baach!  między oczy: "jesteś mizoginem!". No i większość rozmówców nieświadomych co się w tym momencie wydarzyło (że właśnie zostali zaatakowani mocą czarnej magii) poddaje się, czują się nagle jak balon z którego wypuszczono powietrze.
Naszą obroną jest świadomość- świadomość chwytów, tej szermierki słownej. Uzbrojeni w taką wiedzę nie damy się już okradać z energii.

  Słowo (jak wiele innych) jest typowym przykładem użycia czarnej magii. Jak to działa? Każde pojęcie ma swój obraz- myślokształt. Jakiś cwaniak wymyślił słowo "mizoginia" ( albo homofobia na przykład). I teraz EGREGOR tego słowa jest ładowany energią przez wszystkich ludzi składających mu służalczy pokłon.
Jaki służalczy pokłon? Ano gdy przemilczamy w rozmowach, bojąc się: 'och - jakieś mądre słowo. Nie zapytam co ono znaczy bo wyjdę na idiotę/kę i nieuka. Ono tak "uczenie" brzmi"....to ładujemy swoją uwagą ten egregor.

       Każdy człowiek, który nie zapyta o znaczenie tego terminu ( o tym mówił A. Iwaszko gdy omawiał znaczenie obrzędów i rytuałów) czyni z niego dogmat bezmyślnie ładuje je energią. Egregor taki (myślokształt) w przestrzeni astralnej (pozamaterialnej) krąży jak chmura gradowa. Coś jak kamień gotowy do użycia albo rodzaj akumulatora ( kondensatora energii).

     Jeśli oddajemy swój los w ręce "naukowców" - ślepo wierzymy tym rozmaitym bredniom jakie nieustannie produkują aby otrzymać kolejną wypłatę pensji ze społecznego (naszego) budżetu to nadajemy moc formułowanym przez nich pojęciom. Mało tego taki "kluczyk pojęciowy" jest połączony z głównym egregorem danej sekty ....( oj- przepraszam nauki ) i w razie potrzeby po tym połączeniu jak po przewodzie elektrycznym płynie dodatkowe zasilanie aby strzelić w głowę niedowiarka i "ignoranta".

   Tak jak Jehowi czasami u mnie przy furtce tak inni ludzie używający z pełnym przekonaniem pojęć  w rodzaju naszego tytułowego, stają się narzędziami danego egregoru- nieświadomymi narzędziami.

Dodam jeszcze na koniec- Andriej Iwaszko zdradzał nam , że zarówno nałożenie klątwy jak jej zdjęcie zasila ten sam egregor. Mówił konkretnie na przykładzie katolików i duchownych żonglujących tutaj różnymi chwytami i zasilając egregor katolicki.
  Tak samo jest z religią "nauki".  PODDAJĄC SIĘ jego autorytetowi przez uznawanie jego wyższości, pokłaniając się "tajemniczej niezrozumiałości" (masoni też bazują na tajemnicach) oddajemy jej swoją energię. Stajemy się jej sługami.

         Dobrego dnia !!  ( rój w kłodzie siedzi- sprawdzałem )

                                                                                   Michał

p.s. czytam i sprawdzam swoją pisaninę i  włączyła mi się analogia do większości współczesnych "żon" będących na usługach systemu i pełniących role "haus- gestapo"  w swoich własnych domach ale o tym innym razem.

piątek, 5 czerwca 2015

Co należy wiedzieć o erotyce? (energetyczno- informacyjne bezpieczeństwo)

Kolejne tłumaczenie, które za-rezonowało mocno z moimi doświadczeniami.
Wszystko co tutaj publikuję a będące nie moim dziełem jest zawsze dobrane według tego samego klucza- ktoś zgrabnie sformułował to co sam chciałbym powiedzieć. Zapraszam do lektury- temat się nieco przewinął  w rozmowach pod poprzednim wpisem (być może 2 wpisy wcześniej) :
źródło: http://pravotnosheniya.info/CHto-nado-znat-ob-erotike-energo-informatsionnaya-bezopasnost-2962.html

  Od razu podkreślę, że nie będę mówić o moralności- rzecz będzie wyłącznie o bio-energetyce, o tym co wyraźnie działa na poziomie energetycznym - widocznie i odczuwalnie dla tych, którzy wyczuwają energię. Miłość i pożądanie nie jest jednym i tym samym i tutaj porozmawiamy tylko o tej ostatniej. U źródeł pojawienia się pożądania leży uczuciowe rozbudzenie seksualne. Kiedy istnieje miłość to to rozbudzenie seksualne nakierowane jest w konkretną stronę i dopełnia relacje. Lecz gdy ukochanego człowieka nie ma to ono pracuje " na jałowym biegu". Tu pojawia się pożądanie - dlaczego więc normalne seksualne zjawisko (pobudzenie seksualne) nagle staje się czymś złym?

  To dlatego, że podczas tego rozbudzenia wydziela się energia. Rozbudzenie seksualne z punktu widzenia bio-energetyki jest jednym z najsilniejszych procesów w naszym organizmie. Jeśli ten ogromny zapas energii wydzielany jest bez konkretnego celu to prędzej czy później znajdują się pasożyty energetyczne mające chęć ustanowić swoje istnienie na bazie tej energii. One nie tylko konsumują energię seksualną ale też pobudzają człowieka do jej nieustannego wydzielania, do wydzielenia maksymalnie dużego - i w pełni im się to udaje. Wprowadzają one człowieka w stan nieustannej seksualnej otwartości i w stan ciągłej tęsknoty seksualnej. I taki właśnie kompleks tęsknoty seksualnej wraz z przyssanymi do tej tęsknoty pasożytami nazywa się pożądaniem a człowiek opętany przez te rozbudzające pożądanie pasożyty nazywany jest pożądliwym.

   . Jakie niebezpieczeństwo stanowią te pasożyty? One eksploatują energetykę człowieka- nie tylko cielesną ale też energię umysłu, energię przeznaczaną na ogólny rozwój człowieka i energię przeznaczaną na formowanie dobrego losu. Mówiąc inaczej- podłączając się do pola energetycznego niszczą człowieka na wszystkich poziomach. Tak naprawdę są to dość mocne siły poziomu planetarnego, które już dawno dostosowało ludzkość (lub też wiele osób) do nieustannego "dojenia" energetycznego.
 
  Specjalistom od spraw duchowych pasożyty te są doskonale znane. Oni je nawet dzielą na inkuby- kusicieli kobiet, oraz sukkuby- kusicieli mężczyzn. Mówi się, że te inkuby i sukkuby przychodzą do ludzi samotnych nocą i domagają się ich miłości. Te inkuby i sukkuby są częściowym ale wyraźnym przykładem. Wielu ludzi są w stanie sami wychwycić, że nie pojawia się ot- tak pobudzenie ale że ma miejsce rodzaj napaści od której trudno jest się wyzwolić- zaczyna ona władać człowiekiem i przejawia się jak typowa zewnętrzna obsesja. Tak w ogóle te siły pasożytnicze działają nie tylko po nocach - działają zawsze i wszędzie gdzie tylko mogą i jak tylko mogą pobudzając człowieka do pożądliwości i seksualnych tęsknot. Cała ta pasożytnicza substancja pożądania jest najmocniejszą ze wszystkich sił pasożytujących na ludzkości. Można ją nawet przedstawić jako jako rodzaj skoordynowanej jedności mającej jedną wewnętrzną istotę i jako całość jest demonem czy tez ciemnym bóstwem ( jak kto woli).

  Przejdźmy bezpośrednio do erotyki to znaczy do erotycznych fotografii czy też erotycznych obrazów. One są stworzone po to aby rozbudzać żądzę. Rzecz jednak w tym, że przez długie tysiąclecia współistnienia z ludźmi  ta wspomniana "substancja demoniczna" już dawno dopracowała sposoby "współdziałania" z ludźmi i wpływania na nich. I działa ona nie tylko tam gdzie bezpośrednio znajduje się człowiek w stanie seksualnego pobudzenia ale wszędzie gdzie pojawia się coś związanego z tą tematyką - nawet mające pośredni związek z pożądaniem. Ona pasożytuje na ludzkiej psychice w taki sposób aby przy najmniejszej możliwości rozbudzić pożądanie. I ten demon pożądania " żyje" częściowo we wszystkich erotycznych fotografiach i obrazach. Koncentrując się na takim obrazie - nawet tylko poprzez zwrócenie na niego uwagi człowiek daje możliwość tej substancji podłączyć się do swojej psychiki- zacząć na nią oddziaływać i wprowadzić go - choćby nie od razu -w stan bezpośredniej żądzy i choćby doprowadzić do pasywnej, pożądliwej tęsknoty.

  Wielu myli taki stan ze stanem dążenia do miłości, do oczekiwania miłości ale tu pracuje inna substancja psycho- energetyczna, która podmienia sobą miłość i przeciwnie - nie daje przejawić się miłości.
Substancją tą jest anty- miłość, konkurentka miłości, która tak naprawdę usuwa ją. Można tu mówić wyłącznie o imitacji miłości zasłaniającej prawdziwy stan rzeczy i bardzo korzystnej dla pasożyta. Jeśli przy tym przejawia się w człowieku również i prawdziwa miłość to najprawdopodobniej pomimo niej niż dzięki tej istocie. Rzecz jednak nie tylko w tym, że pożądanie nie pozwala przyjść miłości ( jakoś tam - na przekór wszystkiemu miłość jednak przychodzi do wielu ludzi spychając demona pożądania).

  Straszniejsze jest jednak to, że pożądanie powoduje ogólną degradację człowieka- wyczerpuje jego moc umysłową, cały jego potencjał życiowy, siły formujące pozytywny rozwój zdarzeń losu i tak naprawdę ubezwłasnowolniając człowieka zmieniają go w nic. Z tego powodu erotyczność świadomie krzewiona jest w społeczeństwie. To tylko jedna z metod prowadzonej przeciw nam wojny psychotronicznej. Korzystając z terminologii wojennej można nazwać ją bronią masowej zagłady. Trzeba sobie zdawać z tego sprawę i przeciwdziałać tej broni i trzymać się od erotyki najdalej jak można. Erotyka to nie pieśń pochwalna dla miłości - to jej unicestwienie, unicestwienie samego człowieka.

  A przy okazji o moralności: etyczność naszych przodków formowała się nie na bazie estetyki czy też jakichś regulaminów lecz na bazie wiedzy o realnie zachodzących procesach w człowieku i wokół niego oraz w społeczeństwie jako całości. I przestrzegając podstawowych zasad etycznych człowiek nie popada w hipokryzję ale przede wszystkim chroni sam siebie. A nie trzymając się tych zasad człowiek otrzymuje wielką wolność- wolność degradowania siebie, wolność do  samounicestwienia, wolność zejścia do piekła. Do tego właśnie prowadzi współczesna demokracja.

  Na koniec chcę przywołać swój przykład. Ja sam rozumiejąc czym jest żądza trzymam się od niej jak najdalej- tym bardziej, że jestem dość wyczulony na płaszczyźnie energetycznej. Nie tyle, że wiele rozumiem ale wiele bezpośrednio odczuwam i widzę. łatwiej mi jest trzymać od tego wszystkiego dystans bo nie mam  w domu telewizora. Internetu też do niedawna nie miałem ale oto przyszła konieczność "wyjścia do ludzi" i podłączenia się do sieci. Zacząłem studiować świat internetu i zdziwiłem się jak mocno jest narzucana ludziom erotyka przy czym często w dość pociągającej formie. Przypomniałem sobie czyjeś dawne spory o to, że erotyka to tak naprawdę wspaniała sztuka. Zdecydowałem to sprawdzić i zaglądnąć do kilku albumów internetowych o zawartości erotycznej. 

  Nie przeczę - zdarzają się naprawdę ładne fotografie ale niestety jak bardzo nie były by one piękne to tak czy siak przejawia się w nich negatywna energia. i jak tylko nie starałbym się oddalić od uczuciowego przyjmowania, bez względu na próby nastrajania się na neutralną albo też wzniosłą kontemplację tych fotografii - nic nie da się z tym zrobić, energia pożądania jest w nich zawarta źródłowo i im towarzyszy. Faktem jest, że taka energetyka nie będzie się przejawiać w każdym akcie ale te wizerunki wyłożone w internecie były od początku wykonane z celem erotycznym (albo powiedzmy inaczej: 'nie bez tego celu") i są od momentu tworzenia zarażone duchem pożądania. Nawet jeśli jest w nich piękno to demon pożądania położył na nich swoje łapy.

    Dla porównania zaglądnąłem i do pornografii. Stamtąd po prostu "napiera" dość mocna energia niskiej częstotliwości, która może nie tyle wzbudzi pożądanie co włamie się do psychiki wywołując uzależnienie i opętanie a potem już ciągnąć ku pożądaniu. To jest typowa diaboliczna "ciemno brązowa" energetyka mająca oblicze demoniczne ale na to podatne jest wiele osób- szczególnie młodzież z powodu swojej niewiedzy niewidząca w tym nic złego a potem nie rozumiejąca dlaczego w ich życiu "wszystko jest nie tak"- skąd te wszystkie negatywne emocje i wszelkie kłopoty. Robi mi się ich po prostu żal więc piszę to wszystko. Nie wiem jak wielu jest w stanie poważnie przyjąć niniejszy materiał bo opętanie jest opętaniem i nie pozwoli spojrzeć prawdzie w twarz ale może do kogoś dotrze?

( uwaga od tłumacza: w tekście pozostawiam pojawiające się kilka razy słowo "moralność"  . tekst jest nie mój i przerabiając wszystko spowodowałbym kompletny rozpad zredagowanego przez kogoś przesłania. Rzecz w tym, że słowo "moralność" ma w sobie ukryty "jad" . Mor-al -w języku  angielskim do dziś zachowało się znaczenie słówka "all" a więc "wszystko"/całość .Takie też znaczenie posiada Słowiańska bukwa ze zbioru bukwic - "al"  oznacza wszystko, "mor" to naturalnie śmierć. Zatem  "moral-ność" to śmierć wszystkiego. Zbiór reguł moralnych jest celowo zaprowadzony aby zabić wszystko. Znaczeniowo lepsze jest słowo "etyka" i takie zawsze używam tłumacząc teksty. W tym jednak tekście stało się to niemożliwe. )